Uwaga redaktora:
W sytuacji, gdy Nord Stream 2 wydaje się być załatwiony, niemieccy myśliciele życzeniowi twierdzą, że równowaga geopolityczna nie zmieni się, jeśli Kreml nie będzie już potrzebował wielkiej rury biegnącej przez Ukrainę do UE. W odpowiedzi sceptycy twierdzą, że gdy gaz popłynie przez Nord Stream 2, Kreml może nie czuć się już zmuszony do odgrywania roli miłego gościa w relacjach z Ukrainą.
W pierwszym tygodniu sierpnia 2008 roku byłem w Tbilisi, kiedy wybuchła wojna gruzińsko-rosyjska. Ze względu na mgłę wojny, większość z nas – obcokrajowców i Gruzinów – nie rozumiała taktyki Rosji. Dziś wiemy, że kluczowym elementem były rurociągi.
5 sierpnia 2008 r., gdy rozgorzały przedwojenne potyczki, tajemniczy pożar zniszczył linię naftową Baku-Tbilisi-Ceyhan w Refahiye we wschodniej Turcji, 750 km od strefy wojny. Zaledwie sześć lat później Bloomberg zdołał opublikować artykuł, w którym winę za pożar zrzucono na rosyjski cyberatak.
Bliżej wydarzeń, dwa tygodnie po zakończeniu wojny, Mark Trevelyan z Reutersa pojechał do gruzińskiej wioski położonej 25 km od azerskiej granicy. W raporcie złożonym 29 sierpnia 2008 r. napisał, że miejscowi pasterze pokazali mu 42 kratery po bombach, które znajdowały się na odległym odcinku linii naftowej biegnącej z Baku nad Morze Czarne. Niektóre z nich spadły w odległości 15 metrów od rurociągu o wydajności 150 000 baryłek dziennie. Rosyjscy piloci wyraźnie przekazali: „Zobaczcie, co możemy zrobić”. Siedem lat później, w lipcu 2015 roku, rosyjscy żołnierze wytyczający de facto granicę Gruzji z Osetią Południową, przesunęli ogrodzenie o 1 km na południe, w pobliże wsi Orchosani w Gruzji. Dzięki temu Rosja uzyskała kontrolę nad krótkim odcinkiem rurociągu z Baku – do Morza Czarnego. Dla Kremla rurociągi są częścią sztuki wojennej. Z wyrazami szacunku, Jim Brooke